Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

koszmarny tydzień...

Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam tak ciężki tydzień jak ten, który się kończy. Burza emocji, mnóstwo nerwów, high speed i niesamowite ilości złych informacji, które spływały z każej strony. Zaczynając każdy kolejny dzień, drżałam już na dzień dobry w obawie przed tym co on może przynieść. Tak więc po uciszeniu mojego nieznośnego budzika wędrowałam do kuchni, gdzie jak codzień robiłam kawusię, a oprócz tego łykałam małą niezwykle kształtna, białą tablekę o dźwięcznej nazwie Kalms. OK, przynaję się, dwie białe magic tableki, a nie jedną... Przez moją głowę przeszło tabuny różnych mniej i bardziej dziwnych myśli...

smutności, które mnie dopadły z nienacka

A wszystko wskazywało na to, że taki radosny i udany dzień będzie. I w sumie taki był prawie do końca. Wraz z nadchodzącą ciemnością, przyszły i one. Skradły się po cichu, weszły bez pukania, nie usłyszały zaproszenia, nie zostały powitane. Niczym niechciany gość, wparowały do mnie i rozsiadły się na sofie. Sofa jest biała, a one paskudne i czarne. Nie da się więc ich nie zauważyć, przejść i udać, że ich nie ma. Siedzą sobie bezczelnie w moim ciepłym mieszkanku, na mojej ulubionej sofie i szydzą ze mnie. Swoim bezczelnym spojrzeniem wodzą za mną, swoim bezgłośnym głosem wołają mnie... wszystko po to, aby mnie zdołować. Dziś jest ten dzień, że chciałabym, aby mnie ktoś przytulił. Rzadko się takie dni zdarzają, ale jednak... Moi nieporszeni goście nie-goście wykorzystują moment. Podstawiają mi nogę i gdy z hukiem padam na podłogę, dopadają mnie, aby mocno mnie objąć, aby przylgądąć do mnie tak mocno jak się tylko da. Otaczają mnie swoimi łapskami niewidkami tak mocno, że nie mogę oddycha

walentyki... komu, po co, na co...

Gdybym zapytała Was z czym kojarzy się Wam data 14 lutego, to zapewne większość powiedziałaby, że z Walentynkami. Ciekawe czy Ktoś z Was wspomniałby o tym, że to również dzień Epileptyków, a w USA dzień prezerwatywy :) A czym jest dla mnie i jak go przeżyłam... Dzień jak codzień, bez jakichkolwiek doniosłości, uniesień, super rzeczy itp itd. Wstałam rano, jak zwykle za późno. Zebrałam się w biegu, dzybki prysznic, szybki makijaż, obowiązkowa kawa i śniadanie dla Młodego. Zapomniałam, że są walentyki. W drodze do znajomych (bo gdzieś moje Szczęście musi się zatrzymać na czas bycia mamy w pracy) słyszę w radio, że są walentynki. Uśmiecham się sama do siebie. Przypominam sobie lata, jak się czekało na walentynkę. W internacie po cichutku ktoś ją podrzucał, czasami dołączał czekoladkę czy kwiatka itp. A potem było dochodzenie - od kogo to? Z niesamowitą uwagę przyglądałyśmy się wszystkie każdemu osobnikowi płci przeciwnej szukając znaku, czegoś co go zdradzi. Na stołówce 4 pary oczu lu

wspomnienia do zapomnienia

Mam tyle myśli, które chciałabym potrafić ubrać w słowa. Mam tyle słów, które chciałabym wypowiedzieć. Mam tyle smutków, które chciałabym z siebie wyrzucić. Mam tyle pragnień, które chciałabym aby nabrały realnego wymiaru. Mam tyle wspomnień, które chciałabym zachować na zawsze i drugie tyle, których wolałabym nie pamiętać... Zamykam oczy i jestem w moim ukochanym Krakowie. Urocze mieszkanko u podnóża Wawelu. Przez okno widzę oświetlony Wawel, co godzinę słyszę jak zegar wybija kolejne godziny a w dzień słyszę tłumy ludzi, salwę śmiechu i mnóstwo różnych języków. Zamykam oczy i znowu tam jestem...  Kiedy to było? Ile to już lat? Ponad 11 lat... Wierzyć mi się nie chce!  Wspomnienia rodzierają mi serce, bo to właśnie tam zaczynałam nowy etap w moim życiu, to właśnie wtedy wierzyłam, że nic złego nie może się stać, że szczęście jest nam dane. Pamiętam nas odświętnie ubranych, Mamę krzątającą się po mieszkaniu, naszych bliskich, niesamowicie ciepły wrześniowy dzień i... sama nie wiem c