Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Strach przed marzeniami

Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.                                                                                                Paulo Coelho Jak to jest z naszymi marzeniami? Jak często boimy się marzyć? A jak często marzymy i z góry zakładamy, że nasze marzenia się nie spełnią? Dlaczego boimy się marzyć? Każdy z nas ma jakieś marzenia, jedne bardziej drugie mniej ukryte, o niektórych wspominamy, inne całkowicie przemilczamy. Człowiek często boi się, że mówiąc o swoich marzeniach "zapeszy" je i nic z tego nie wyjdzie. No i tak idąc na rozmowę kwalifikacyjną nie mó

Cnota zwana cierpliwością

Cierpliwość... cóż za piękna cnota nad która nie jeden poeta czy poetka strzępił pióro i zachwycał się ile to można w życiu osiągnąć będąc cierpliwym. Bo cierpliwość jest niemalże lekiem na całe zło tego świata. Tylko czy oby faktycznie tak jest? Dajmy jednak wiarę, że tak. Nie pozostaje więc nam nic innego jak być cierpliwym i w pokorze czekać na to co ma być, na osiągnięcie celu, na rozwój sytuacji itd itd. Tylko czy cierpliwość oznacza również brak działania? Wydaje mi się, że nie. Nic się przecież nie wydarzy samo z siebie. To nasze działania napędzają cały ten mechanizm i powodują, że czekanie może być takie a nie inne. No dobra, a teraz pytanie - czy cierpliwość i czekanie zawsze oznaczają to samo? Zawsze wydawało mi się, że jestem osobą cierpliwą. Mogę po tysiąc razy tłumaczyć jedno i to samo, potrafię cierpliwie czekać aż ktoś coś zrobi, aż wreszcie moje dziecko mnie posłucha, potrafię cierpliwie zajmować się innymi, długo i wytrwale pracować itd itd. Krótko reasumując należa

Lipa

Obraz
Zawsze kończę swój wieczorny bieg pod drzewem pięknie zwanym lipą. Kończę go tam, bo jest tam idealny murek, abym mogła porozciągać nogi. Od kilku dni jak tylko się tam zbliżam do moich nozdży dochodzi cudowny zapach kwitnącej lipy. Wiem, że nie każdy lubi ten zapach, ale dla mnie jest on niczym magia. Przenosi mnie do czasów, gdy byłam dzieckiem i spędzałam wakacje u Dziadków na wsi. Tuż obok domu rosła wówczas potężna, dostojna lipa. Gdyby wtedy ktoś zapytał mnie o jakieś szczegóły, gdzie mieszka Babcia, opisałabym to tak. Z głównej drogi odbijasz w piaskowa drogę prowadzącą do lasu. Tuż na jego skraju jest brązowy drewniany domek, obok którego stoi przepiękna wielka lipa zapraszająca do schowania się w jej cieniu. A zaraz obok rozprzestrzenia się las. Jak dla mnie prawie, że raj :) Teraz, gdy jestem już dorosłą kobietą jeszcze bardziej zachwycam się tym widokiem zachowanym w moich wspomnieniach. Niestety, dziś nie ma już tam lipy, a domek nie jest z zewnątrz drewniany bo został

Coś dla siebie

Jak byłam sporo młodsza nie martwiłam się o to jak wyglądam, nie zastanawiałam się nad aktywnością fizyczną, nad ćwiczeniami bo niby po co? Po to, aby się zmeczyć czy spocić? Przecież szybko przybieram ale i szybko tracę. Łatwo sprawić, aby balans był na zero albo nawet i poniżej. No i nadszedł ten czas kiedy zauważyłam, że tu i ówdzie się odkłada, przyrasta, powiększa a ubrania się kurczą niemiłosiernie w tak szybkim czasie. No cóż... wybór był prosty kupić większe ubrania :) Z czasem jednak "boczki" zaczęły mi przeszkadzać, tłuszczyk wkurzać na maksa a dupsko przybierające coraz większy rozmiar doprowadzało mnie do rozpaczy. Zaczęłam biegać i w taki oto sposób odkryłam moje lekarstwo na stres i lęki. Buty, spodenki i w drogę. No cóż, mogłabym być po prostu jak Forest Gump i mogłabym biegać i biegać. I było pięknie aż do czasu jak załatwiłam sobie kolano i od tamtej chwili muszę się oszczędzać i biegać mniej i mniej intensywnie. Trzeba było więc pos

Wiosenne dołki i dołeczki

Sama już nie wiem czy obecną porę roku można nazwać wiosną czy raczej czymś co wiosną być powinno. Nie do wiary, mamy połowę kwietnia i ciągły brak słońca. Czy ono wogóle pojawi się w tym roku? Czy ktoś ją widział na którymś zakręcie? Ja powoli przestaje wierzyć w ciepło, słońce i te lekkie ubrania, kótrych ciągle za dużo na sobie. Siedzę w domu i nic nie robię. Dopadł mnie paskudny wirus nic nie robienia i nie mogę się go pozbyć. Może to przez ciszę i pustkę jaka tu nastała odkąd mój mały Książe pojechał do ojca? Muszę przyznać, że nie cierpię tych tygodni kiedy Młody jest poza domem. Weekend jeszcze jakoś znoszę ale cały tydzień to o całe 5 dni za długo. Czuję się tak, jakby ktoś wyłączył mój motorek napędowy, jakby obdarto mnie z energii i radości. Zamykam się wówczas w domu i nie wychodzę stąd zbyt chętnie. Dobrze, że mamy kota, to dzięki temu mam się do kogo odezwać. Jest więc piątek, zaglądam do lodówki, bo pasowałoby coś zjeść, ale tam tylko echo i światło. Trzeba byłoby wyj

Nadszedł ten dzień...

Od dość dawna czekam na ten dzień. Dzień kiedy wreszcie otrzymam pismo ze stwierdzeniem, że moje małżeństwo ustało, że na mocy prawa sędzia taki a taki uznaje małżeństwo między panią X a panem Y za niebyłe, zakończone. Czekałam i wreszcie się doczekałam. I pomyśleć, że 13 lat temu nie mogłam się doczekać tego wyjątkowego dnia. Czekałam na wrzesień odliczając dni i mocno wierząc, że to będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu. I chyba wtedy był... bo przecież miałam zostać żoną, bo przecież ktoś mnie pokochał taką jaką jestem, ktoś mnie zechciał... Albo wtedy tylko tak mi się wydawało. Ech... dziewczęca głowa pełna marzeń i ideałów była pełna wizji wspólnego życia, a serce pałało olbrzymią radością. No bo przecież mamy rok Jubileuszowy i co z tego, że przystępny i wszystkie babcie mówią aby w taki ślubu nie brać. Przecież wiara i Bóg są mocniejsze i silniejsze od jakiś głupich przesądów. Co z tego, że mama ostrzegała i pytała kilka razy, czy jestem pewna, że to dobry wybór. No i wres

moje miasto Ukochane... Kraków...

Obraz
Jest takie miejsce na świecie, do którego tęsknie przeogromnie. To mój Kraków ukochany. Miasto, które zachwyciło mnie od pierwszej chwili, od pierwszego momentu. Cudowne, magiczne miasto, gdzie na każdym kroku znajduję swoje wspomnienia, marzenia, łzy i samą siebie.