Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2013

Coś dla siebie

Jak byłam sporo młodsza nie martwiłam się o to jak wyglądam, nie zastanawiałam się nad aktywnością fizyczną, nad ćwiczeniami bo niby po co? Po to, aby się zmeczyć czy spocić? Przecież szybko przybieram ale i szybko tracę. Łatwo sprawić, aby balans był na zero albo nawet i poniżej. No i nadszedł ten czas kiedy zauważyłam, że tu i ówdzie się odkłada, przyrasta, powiększa a ubrania się kurczą niemiłosiernie w tak szybkim czasie. No cóż... wybór był prosty kupić większe ubrania :) Z czasem jednak "boczki" zaczęły mi przeszkadzać, tłuszczyk wkurzać na maksa a dupsko przybierające coraz większy rozmiar doprowadzało mnie do rozpaczy. Zaczęłam biegać i w taki oto sposób odkryłam moje lekarstwo na stres i lęki. Buty, spodenki i w drogę. No cóż, mogłabym być po prostu jak Forest Gump i mogłabym biegać i biegać. I było pięknie aż do czasu jak załatwiłam sobie kolano i od tamtej chwili muszę się oszczędzać i biegać mniej i mniej intensywnie. Trzeba było więc pos

Wiosenne dołki i dołeczki

Sama już nie wiem czy obecną porę roku można nazwać wiosną czy raczej czymś co wiosną być powinno. Nie do wiary, mamy połowę kwietnia i ciągły brak słońca. Czy ono wogóle pojawi się w tym roku? Czy ktoś ją widział na którymś zakręcie? Ja powoli przestaje wierzyć w ciepło, słońce i te lekkie ubrania, kótrych ciągle za dużo na sobie. Siedzę w domu i nic nie robię. Dopadł mnie paskudny wirus nic nie robienia i nie mogę się go pozbyć. Może to przez ciszę i pustkę jaka tu nastała odkąd mój mały Książe pojechał do ojca? Muszę przyznać, że nie cierpię tych tygodni kiedy Młody jest poza domem. Weekend jeszcze jakoś znoszę ale cały tydzień to o całe 5 dni za długo. Czuję się tak, jakby ktoś wyłączył mój motorek napędowy, jakby obdarto mnie z energii i radości. Zamykam się wówczas w domu i nie wychodzę stąd zbyt chętnie. Dobrze, że mamy kota, to dzięki temu mam się do kogo odezwać. Jest więc piątek, zaglądam do lodówki, bo pasowałoby coś zjeść, ale tam tylko echo i światło. Trzeba byłoby wyj

Nadszedł ten dzień...

Od dość dawna czekam na ten dzień. Dzień kiedy wreszcie otrzymam pismo ze stwierdzeniem, że moje małżeństwo ustało, że na mocy prawa sędzia taki a taki uznaje małżeństwo między panią X a panem Y za niebyłe, zakończone. Czekałam i wreszcie się doczekałam. I pomyśleć, że 13 lat temu nie mogłam się doczekać tego wyjątkowego dnia. Czekałam na wrzesień odliczając dni i mocno wierząc, że to będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu. I chyba wtedy był... bo przecież miałam zostać żoną, bo przecież ktoś mnie pokochał taką jaką jestem, ktoś mnie zechciał... Albo wtedy tylko tak mi się wydawało. Ech... dziewczęca głowa pełna marzeń i ideałów była pełna wizji wspólnego życia, a serce pałało olbrzymią radością. No bo przecież mamy rok Jubileuszowy i co z tego, że przystępny i wszystkie babcie mówią aby w taki ślubu nie brać. Przecież wiara i Bóg są mocniejsze i silniejsze od jakiś głupich przesądów. Co z tego, że mama ostrzegała i pytała kilka razy, czy jestem pewna, że to dobry wybór. No i wres